poniedziałek, 27 lutego 2012

Kwiczoły

Niedawno gościło u mnie dwóch zimowych podróżników - dwa kwiczoły.  Zajadały się owocami berberysu i miniaturowymi jabłuszkami. Jeden z nich nie pogardził też wyłożonym w karmniku jabłkiem. Jadł je bardzo intensywnie. Gdy kilka godzin później zajrzałam pod karmnik, kawałki jabłka były rozrzucone w obrębie trzydziestu centymetrów.

Uwieczniłam kwiczoły na kilku fotografiach. Nie były one zachwycone moim towarzystwem i początkowo uciekały na sam mój widok, dopiero później pozwoliły mi podejść bliżej. Sesja nie była długa - nie chciałam im przeszkadzać,  w końcu muszą mieć dużo siły, by podjąć wędrówkę.
















Dla odmiany ;)

piątek, 10 lutego 2012

Mini morze... czyli po prostu Wisła zimą

  W minioną środę odbyłam mini wyprawę polarną. Naprawdę, nie musiałam iść daleko. Wystarczyło podjechać na most Śląsko-Dąbrowski.
 
Akurat tego dnia byliśmy w kinie, więc skończyliśmy zajęcia trochę wcześniej niż zwykle. Postanowiłam wykorzystać ten czas i zobaczyć, czy coś ciekawego pojawiło się nad Wisłą. Muszę się przyznać, że nigdy w życiu nie byłam nad tą rzeką zimą. I zapewne dlatego to, co zobaczyłam wywarło na mnie tak wielkie wrażenie...

Bowiem gdy wkońcu zeszłam po kamiennych schodkach na brzeg, ujrzałam coś naprawdę niesamowitego.
Rzeka, pokryta warstwą lodu i śniegu, wyglądała jak miniaturowe pole lodowe, a niewielki niezamrźnięty pas wody przy brzegu - niczym maleńkie morze arktyczne. Obrazu dopełniały ptaki - stada srebrzystobiałych mew i nurogęsi, wygrzewających się w promieniach zachodzącego słońca. I naprawdę nie przeszkadzał mi doskonale stąd widoczny stadion narodowy (UFO - jak go czasem nazywam) ani to, że za moimi plecami z hałasem pędziły sznury samochodów. Czułam się, jakbym przeniosła się w inną rzeczywistość - w której jedynym słyszalnym dźwiękiem są pokrzykiwania mew i szum wody.

Nad taflą niebieskozielonkawej wody przemykały mewy. Ich sylwetki wyraźnie odcinały się od powierzchni. Wyglądało to tak niezwykle, że po prostu musiałam je sfotografować - choć gatunki były pospolite (pospolita, srebrzysta i śmieszka). Niestety, uchwycenie ostrości na lecącego ptaka, zwłaszcza, gdy palce ma się praktycznie pozbawione czucia od mrozu, jest nie lada wyzwaniem. Na szczęście jednak udało mi się złapać parę przyzwoitych ujęć.

Jednak przecież to nie mewy były tu najciekawsze. Zdecydowanie bardziej warte obejrzenia były kaczki. A właściwie nurogęsi. Bo na razie tylko je dostrzegłam.

Nurogęś to naprawdę śliczny ptak. Sama nie wiem, kto podoba mi się bardziej, samiec czy samica. U pana nurogęś ciemnozielona głowa kontrastuje z białą okrywą grzbietu, co dodaje mu szyku i elegancji. Samica zaś wygląda zabawnie ze swoją rdzawą głową i czerwonym dziobem. Poza tym, częściej niż samiec stroszy piórka na głowie w charkterystyczny, ,,nurogęsiowy" sposób, co sprawia, że wygląda na lekko... czy ja wiem? Postrzeloną? Zwariowaną? ;)

Z nurogęsiami spotkałam się dotychczas tylko raz. Będąc nad morzem, widziałam stadko przelatujących samic. Tylko mi mignęły. Teraz zaś mogłam zobaczyć z zaledwie kilkunastometrowej odległości, jak te stworzenia czyszczą się, jedzą, odpoczywają, kłócą. Naprawdę, niesamowite uczucie.

Potem zaczęłam zauważać, że wśród ich białych kuprów kręcą się też inne warte uwagi kaczki. Przede wszystkim trzy głowienki. Malusie przy innych ptakach, za to zadziorne. Samiec na wszystkich potencjalnych konkurentów o jedzenie spoglądał groźnie swym czerwonym okiem. Za nim przemykała mniej kolorowa i pewna siebie samiczka.

Koło głowienek kręciła się czernica. Samotny samiec, być może kawaler, czuł się trochę niepewnie, w pojedynkę pomiędzy większymi od siebie kaczkami. Kręcił się w kółko, co jakiś czas nurkując pod wodę.

Niestety, czas było wracać. Idąc w stronę mostu, wzdłuż brzegu, udało mi się zobaczyć ,,polowanie" nurogęsi. Jedna z samic zanurkowała pod wodę i wypłynęła, trzymając coś w dziobie. Co to było? Mała rybka? Śmieć? Nie udało mi się zobaczyć, bo ptak czym prędzej połknął zdobycz. Nic dziwnego, amatorów jedzenia było w pobliżu dużo, już podlatywały do niej mewy...

Wszystko pięknie, ale gdzie król tych wód? I on się w końcu pojawił. Młodociany, ale jednak. Majestatycznie szybował, a jego sylwetka rysowała się na tle błękitnego nieba. To leciał bielik, nasz ptak herbowy, szukając czegoś do zjedzenia. Życzyłam mu powodzenia, bo zimą wcale nie jest mu łatwo. Choć jego powodzenie, oznacza przecież śmierć jakiegoś niewielkiego ptaka...

Wisła zimą jest niesamowitą rzeką. Pod lodem znikają wszystkie brudy, które tak boleśnie wyraźne są latem. Zrobiła na mnie ogromne wrażenie, możliwe, że dlatego, że była to moja pierwsza tego typu wyprawa. Wiem jedno - wszystkim, którzy mieszkają blisko Stolicy polecam się tu wybrać, najszybciej jak mogą- wrażenia niezapomniane.

Dorosły kormoran

Mini morze arktyczne



Sam jeden wśród odlatujących

I on poleciał...

Stadko (nurogęsi zabawnie wyglądają en face, prawda? ;D )

Stado kaczek, w tle ślad szlachetnej akcji

Głowienki + czernica (i parę krzyżówek)

Już się wybarwiła

Niebo pełne mew...



Parka

Uciekają, bo...

...oto nadlatuje on! Czyli...

...bielik (ale nie orzeł!)