niedziela, 1 stycznia 2012

Małe pieski na poboczu, czyli o ludzkim okrucieństwie

Dziś trafiłam na pewien film na Youtube. Jest to reklama akcji dotyczącej porzucania psów, zwłaszcza w czasie wakacji:


Bardzo trafnie oddaje sytuację. Właściciel nie ma co zrobić z pieskiem na czas wakacji albo znudził mu się on, to fajt go do lasu. Ten sam problem dotyczy także kotów i wielu innych zwierząt domowych (fretek, świnek morskich, żółwi a nawet rybek, tak, i przypadki wypuszczania piranii do jezior się zdarzały).
 
Pół biedy, jeśli to dorosły zwierzak (chodzi o kota lub psa, pozostałych przypadków w tym wpisie szerzej nie omówię), pozostawiony luzem. Wtedy jakoś sobie poradzi, choć jego los będzie ciężki. Ale niedopuszczalnym bestialstwem jest wyrzucanie maleńkich zwierzęcych dzieci, bądź zwierząt zamkniętych w workach lub przywiązanie czworonogów do drzew. Są one skazane na śmierć z głodu lub zimna, a tylko szczęśliwy traf w postaci odpowiedniego człowieka w odpowiednim czasie może je uratować.

Ponieważ tego typu ogólne informacje można znaleźć na prawie każdym blogu o zwierzętach, nie będę dłużej mówić ogółem, a przejdę do bardzo smutnych historii, związanych z porzucaniem zwierząt, których niestety doświadczyłam osobiście.

Zdarzyło się to w tym roku. Mnie osobiście przy tym nie było, wyjechałam akurat na obóz konny, ale rodzice opowiedzieli mi tą historię.

Pewnego dnia, ktoś porzucił pod nasz dom sukę z maleńkimi szczeniaczkami. Zupełnie nie wiem, jak można zrobić coś takiego! Przecież ona nie mogła nawet poszukać czegoś do jedzenia, bo bałaby się zostawić swe dzieci! Człowiek, który ją porzucił, skazał ją na pewną śmierć. Na szczęście zaopiekowali się nią rodzice. Psia rodzina pojechała do schroniska, gdzie otrzymała profesjonalną opiekę. Może znajdą kiedyś kochającego właściciela, który nigdy nie postąpiłby jak poprzednik?

Druga historia nie ma szczęśliwego zakończenia. Są pierwsze dni września, jeszcze słonecznie, choć już nieco chłodniej. Wtedy właśnie ktoś zostawia pod naszą bramą dwa psie maluszki. Naprawdę maleńkie, kilkudniowe. Ślepe i bezradne. Piszcząc płaczliwie, czołgają się niezradnie po poboczu. Jeden prawie spadł na drogę.
Trzeba im pomóc. Wkładam je do kartonowego pudełka. Zaczynają płakać jeszcze głośniej. Przytuliły się do siebie i drżą z zimna.
Pewnie są głodne. Dostają trochę rozrobionego mleka w proszku, mają problem z wzięciem strzykawki do mordki.
Wezwaliśmy straż miejską. Nie mogą przyjechać, mają jeden samochód, a go zabrano na jakieś pomiary drzew. No tak, drzewa przeciaż umrą, jeśli nie zmierzy się ich natychmiast, nie to, co maleńkie pieski, one poczekają!
W końcu przysyłają weterynarza. Ogląda pieski. W przyszłości byłyby to duże psy, widać po łapach i fałdach na pysku. Ale nie będą. Ich życie zakończy się dziś. Trzeba je bowiem uśpić.
,,Jest dziesięć procent szans, że przeżyją, nawet przy troskliwej opiece" mówi weterynarz. Nikt nie ma czasu się nimi opiekować. Zapewniam, że ja mam czas, ale nie, mówią rodzice, właśnie rozpoczęła się szkoła. Mają rację. A więc lekarz wyjmuje strzykawkę.
Nie chcę na to patrzeć. Oddaję pudełko i oddalam się.
Gdy wracam, jest po wszytskim. Pieski pochowane są już na zwierzęcym cmentarzu pod wiśnią.
I pomyśleć, że gdyby tylko ich właściciel zaczekał tydzień... Można by było wychować maluchy. Gdyby tylko parę dni później...
Szkoda, że najwyraźniej nie obchodził go ich los. Ciekawe, czy zdaje on sobie sprawę, że w sposób pośredni stał się ich mordercą? Tak, to mocne, ale trafne określenie. Bo jak inaczej nazwać kogoś, kto skazał psie maleństwa na straszną śmierć z głodu, zimna lub potrącenia przez samochód?
Na szczęście uniknęły jej. Umarły bezboleśnie i szybko.

Opisane dwa przypadki nie są wyjątkami, porzucenia zwierząt zdarzają się od czasu do czasu na mojej ulicy. Kiedyś facet podjechał ciężarówką i wyrzucił kota. Gdy zwrócono mu uwagę, wziął go z powrotem, ale pewnie cisnął precz gdzieś indziej.

Mój pies też prawdopodobnie został kiedyś porzucony. Na szczęście on znalazł kochający dom u nas, ale mógł podzielić los setek niesczęśliwców błąkających się bezdomnie.

Oto jeszcze inna opowieść. Pewna znajoma, jadąc samochodem, zobaczyła torbę na środku ruchliwego skrzyżowania, a były w niej... maleńkie pieski. I jak tu można usprawiedliwić kogoś, kto je tam zostawił?!

Dlaczego ludzie mogą być zdolni do takich rzeczy?! Co roku na ulicę wyrzuca się setki zwierząt, małych i dużych. Ile z nich przeżywa, a ile ginie?

Podjęłam ten temat, ponieważ mam nadzieję, jeśli ktoś planujący porzucenie psa, przeczyta ten wpis. Może teraz się rozmyśli i zastanowi, czy nie lepiej wywiesić ogłoszenia ,,Oddam w dobra ręce..." lub popytać znajomych.

5 komentarzy:

  1. Dobrze, że poruszyłaś ten temat. Tacy ludzie w ogóle nie powinni brać na siebie odpowiedzialności trzymania zwierzęcia w domu, a przywiązywanie do słupów lub drzew to bestialstwo. Biedne pieski... Przez brak odpowiedzialnego właściciela tak właśnie skończyły, a mogły skończyć zupełnie inaczej...
    Pies lub kot to nie jest zabawka na kilka godzin, tylko zobowiązanie na kilka, kilkanaście lat. Powinno się trwać z nimi do końca lub oddać córeczce przyjaciela, która zawsze marzyła, żeby mieć swojego pupila.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj :) Nie wiem jak dotarłaś do mojego bloga, ale bardzo się z tego cieszę ^^ Będziemy informować się o nowych notatkach?
    Nawiązując do Twojego komentarza, można wiedzieć jakie cechy specjalne ma ta sikora? Rzadko spotyka się takie ptaki, ale widzę dopisało Ci szczęście :)

    Teraz już nawiążę do notki - ludzie po prostu tacy są. Tylko niektórzy na większą skalę, niektórzy na mniejszą. Porzucanie zwierząt, szczególnie na ulicy jest rzeczywiście ogromnym problemem. Dlatego warto się rozglądać na poboczach, może nieraz uda nam się zapobiec zwierzęcej tragedii? Twojej znajomej się udało. Dołączając się do historii kiedyś słyszałam, że dziadek mojej byłej przyjaciółki nie miał co zrobić z miotem szczeniąt. Zabrał do stodoły ... zabił ... zakopał ... To nie ludzie, to potwory ...

    Pozdrawiam Cię cieplutko :)
    Ptasia

    http://bociek.blog.onet.pl / http://razem-pomagajmy.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Otóż charakterystyczna bogateczka zupełnie nie posiada czarnego paska oddzielającego biały policzek od żółtego brzucha. Często ten pasek jest u sikor w szczątkowej formie, ale ona zupełnie go nie posiada. To jedyny taki ptak w okolicy (oprócz dziatek). Inna chrakterystyczna sikora, to ta, której mój kot urwał ogonek (co na szczęście przeżyła, ale pióra nie odrosły).

    PS Już dodałam Twój blog do ulubionych, gdyż bardzo mi się podoba ;)

    Poza ty dziękuję Wam obu za słowa poparcia. Niestety, w kwestii wyrzucania zwierząt na ulicę niewiele da się zrobić, ludzie, którzy to robią, sami muszą zrozumieć swój błąd. Takie filmy, jak ten, mogą im to uświadomić, ale to w dużym stopniu to kwestia ich własnych poglądów (np. czy zwierzę jest mniej ważne od człowieka, więc można z nim robić, co się chce). Oni sami muszą zmienić swój sposób postrzegania świata i zauważyć, że zwierzęta to też czujące istoty.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam. Przez przypadek znalazłam tego bloga. Akurat temat wyrzucanych lub zabijanych zwierząt jest u nas jak najbardziej na "TOPIE"- niestety. Mieszkam niedaleko lasu a jednak przy jednej z głównych ulic między 2 wsiami...
    Co chwilkę zagląda do mnie jakiś psiak i szuka Pana. Raczej Hama który go wyrzucił, ale to osobny temat. Dla Kilku znalazłam z mężem nowe domy a niestety reszta radziła sobie jak umiała i najczęściej ginęła parę kilometrów dalej pod kołami samochodu. Niestety ludzie są okrutni. Jednak jeśli chodzi o zabicie nowo narodzonych szczeniąt- tylko niech mnie nikt nie zlinczuje teraz- ale wolę aby nie widząc jeszcze świata i nie słysząc nic zostały zabite i zakopane, aniżeli miały by się tułać lub aby się nad nimi znęcano jak już wszystko zobaczą i nas pokochają. Na wsi nie każdego stać na weterynarza, nie każdy umie sobie z tym"problemem " poradzić,są także ludzie zacofani (chociaż jest już coraz lepiej) ale sądzę że szybka śmierć, jest lepsza od powolnego zabijania, wyrzucenia, rozjechania i może rozszarpania za życia przez lisa lub innego agresywnego zwierzaka. Takie są realia. Nie popieram tego, jednak po części akceptuję, bo z dwojga złego- ja wolałabym umrzeć szybko, niczego nie poznając, aniżeli powoli, teraz, gdy świat jest piękny i okrutny..............

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie się z panią zgadzam - śmierć przez uśpienie jest często najlepszą z możliwych. W przypadku bardzo małych piesków jest ona wręcz niemożliwa do uniknięcia, gdyż są za małe by je odchować i faktycznie, lepsza niż pod kołami auta lub w zębach lisa.

      Usuń