środa, 16 listopada 2011

Na pomoc gołębiowi

  Dziś ja i moje dwie koleżanki uratowałyśmy gołębia.
A zaczęło się tak: jedna z nich rano, na przystanku, znalazła mocno poturbowanego ptaka. Nie miała dużo czasu, więc tylko przełożyła go pod drzewo (na przystanku dziobały go wrony).
  Po lekcjach poszłyśmy tam. Biedaczek nadal siedział w tym miejscu skulony. Ktoś dał mu kromkę chleba. Był w opłakanym stanie. Urwany ogon, zwisająca bezwładnie łapka, skrzydła z powyginanymi lotkami, podziobany do krwi. Nie mógł latać. Coś musiało go zaatakować. Przeniosłyśmy go do pudełka po psiej karmie (całe szczęście, że je miałyśmy, inaczej nie dałybyśmy rady go przetransportować). Biadak był przerażony i próbował uciekać, ale w końcu skąd miał wiedzieć, że chcemy mu pomóc?
 Całe szczęście, że było to w Parku Praskim, więc szybko zaniosłyśmy go do ZOO. Azyl był już zamknięty, ale strażnicy zgodzili się zaopiekować gołąbkiem do rana.
  Bardzo się cieszę, że pomogłyśmy temu ptaszkowi. Oby w spokoju się wykurował;)

1 komentarz: